Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Emerald Lakes

Emerald Lakes

Nowa Zelandia zdjęcie: Emerald Lakes

fot. * Agnieszka Prucia

Co powoduje, że pragniemy zobaczyć TO konkretne miejsce? Lektura magazynu turystycznego, informacja z forum, zdjęcie na profilu podróżniczym? Pamiętamy jakie wrażenie zrobiło na nas zdjęcie Emerald Lakes w gazecie... "Musieliśmy" to zobaczyć na własne oczy...

 

Budzik zadzwonił o piątej rano. Pomimo obolałych stóp, mojego naciągniętego ścięgna pod kolanem po wczorajszej wyprawie, czujemy przypływ adrenaliny i jesteśmy wystarczająco zdeterminowani, by podjąć wyzwanie przejścia sporego fragmentu trasy — Tongariro Alpine Crossing.

W pomieszczeniu socjalnym schroniska panuje spory ruch i specyficzna atmosfera przedwyjazdowa. Gdy docieramy do autobusu, z zaskoczeniem odkrywamy, że prawie nie ma wolnych miejsc. Kierowca pyta nas o rezerwację. Oczywiście żadnej nie mamy, ale jesteśmy tak zdeterminowani, by zdobyć szczyt, że możemy jechać nawet na jednej nodze… Widząc nasze miny, kierowca uprzedza nas, że być może będziemy jechać na stojąco, ale w końcu zgadza się nas zabrać. W trakcie dwudziestominutowej jazdy do miejsca, skąd mieliśmy rozpocząć wyprawę, zaczynam myśleć o tym specyficznym stanie psychicznym, jaki towarzyszy człowiekowi przed wyruszeniem na szlak i o atmosferze w bazach wypadowych. Wyjątkowy klimat. Mieszanka ekscytacji        i niepokoju o własną moc i siłę. Gdy wstawaliśmy rano, zastanawialiśmy się, czy na początku wyprawy nie będziemy potrzebować latarek, ale dzień budził się bardzo szybko, rozświetlając niebo różem, błękitem i wszelkimi odcieniami koloru żółtego.

Teraz, gdy z obolałymi kończynami opisuję minione godziny, nie mogę uwierzyć, że to się udało. O formę Muma byłam spokojna, o swoją mniej. Byłam pewna, że gdy braknie mi sił, popcha mnie do przodu ambicja, ale zupełnie nie podejrzewałam, że z niemal dwudziestoosobowej, wielonarodowej grupy, to my, krótko po starcie obejmiemy prowadzenie i nie oddamy go, aż do końca trasy, zostawiając daleko w tyle współtowarzyszy. Nawet mimo tego, że ich wyposażenie turystyczne — buty, specjalne skarpety, kijki, windstoppery, kurtki — znacznie przewyższały to, co mieliśmy my. Widzieliśmy nawet lekkie uśmieszki na ich twarzach, gdy spoglądali na zwykłe — wygodne, ale jednak tylko sportowe — buty na naszych nogach. Pomyśleliśmy, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.

Z początku trasa była łatwa. W otoczeniu lawowych tworów szliśmy po dość rozsądnej, prawie prostej ścieżce, żartując, że przecież to niemożliwe, żebyśmy mieli wspinać się na szczyt przed nami. Podejrzewałam, że za zakrętem jest tunel lub jakieś tajemne przejście. Moje zaskoczenie było wielkie, gdy zamiast tunelu czekało nas podejście prowadzące pod coraz wyższą stromiznę. Trasa zrobiła się mordercza. Tylko dzięki równomiernemu oddechowi i częstym przerwom na zdjęcia dałam jakoś radę wejść na górę. Było warto.

Krajobraz taki, jaki kochamy najbardziej, czyli księżycowy. Po tym forsownym podejściu ukazał nam się tak zachwycający widok, że zapomnieliśmy o minionych trudnościach, choć najwyższy punkt na trasie był dopiero przed nami. Widok południowego krateru oraz gra chmur odebrały nam mowę. Gdy dotarliśmy na najwyższy — szczytowy punkt — położony na wysokości 1886 metrów, wyciągnęliśmy szybko z plecaków wszystkie posiadane okrycia, by uchronić się przed lodowatym wiatrem. Ja byłam szczerze przekonana, że istnieje realne zagrożenie, że zwieje nas w dół z tego grzbietu przy tak porywistym wietrze. Potem wspinaliśmy się po czymś, co przypominało mokrą, pomarańczową glinę, jaka w czasach dzieciństwa otaczała dopiero co budowane osiedla, co wymagało ogromnej ostrożności, podobnie jak zjeżdżanie po usypującym się pod stopami pyle wulkanicznym, który zjeżdżał razem z nami. Ale czym było to wszystko, gdy przed nami zamajaczyło Blue Lake, a po chwili zza gęstej mgły, wyłoniły się Emerald Lakes — turkusowe jeziorka, spowite oparami siarki, razem z charakterystycznym jej zapachem? Coś cudownego. Marzyłam, by to zobaczyć. Ludzie, którzy przyszli po nas, musieli czekać, aż chmury ustąpią, by można było uwiecznić jeziorka na kliszach…

Z jednej strony: czerwono-bordowo-czarno-zielone kolory krateru, a z drugiej: turkus i odcienie piasku. Dodatkowo w oddali, buszujące chmury, które co rusz odsłaniały fragmenty zachwycającego tła. Marzenie!

Potem już wędrówka wzdłuż Blue Lake, wśród cudownych wzgórz, porośniętych kępami trawy o kolorze słomy, z mijanymi głazami, okrytymi mchem w różnych kolorach. A na horyzoncie kolejne jeziora… Powoli droga zaczęła prowadzić nas w dół, kopcąc gdzieniegdzie siarką.

Ostatni odcinek mocno nadwyrężał nasze stopy, ponieważ spadał na tyle stromo w dół, że gnał nas bezlitośnie w stronę parkingu, katując palce i całe nogi. Dopiero gdy dotarliśmy na parking, poczuliśmy ogrom zmęczenia. Trasa miała trwać około sześciu, siedmiu godzin, a my zakończyliśmy ją w niewiele ponad pięć. Prawdziwy sukces! Reszta ekipy dotarła na tak zwanej rezerwie do celu i była trochę zdziwiona naszą obecnością na miejscu. Ulotka z mapą oznajmiała, że Lonely Planet rekomenduje tę trasę jako life changing experience. Może naszego życia nie odmieniła, ale wprawiła nas w zachwyt i jako kolejna cegiełka piękna na tym wyjeździe sprawiła, że nasza radość radykalnie wzrosła.

 

Od czerwca publikowaliśmy fragmenty naszej książki "Podróże małe  i duże" na Naszej Nowej Zelandii, by podzielić się z Wami wrażeniami z podróży, zainspirować tych, którzy nie wiedzą czy warto oraz udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych:) Mamy nadzieję, że lektura była interesująca a wielu z Was spędziło miłe chwile nie tylko z nami w podróży ale i na naszym FB profilu- na który nadal Was zapraszamy:

https://www.facebook.com/pages/Podróże-małe-i-duże/152620704800351

A jeśli ktoś chciałby posiadać swój własny egzemplarz książki, czekamy na maila : [email protected]

A tymczasem wakacyjnie w pełni życzymy Wam wielu wspaniałych podróży- w każdym kierunku, o którym zamarzycie:)!!!

Mumags Travellers


Słowa kluczowe dot. tej treści:
Tongariro Alpine Crossing

Komentarze

Dodaj komentarz
  1. Brak zdjęcia
    Anomin 2019-01-13 o 04:22

    bardzo ładny kolor wody, jak w Grecji ;)

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.