Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Relacje | Cz.5 - Welcome to New Zild

Cz.5 - Welcome to New Zild

Nowa Zelandia zdjęcie: Cz.5 - Welcome to New Zild

Panorama Auckland fot. * Redakcja

Kiedy mężczyzna nie ma już sił na nic pojawia się wtedy znak...

Powitawszy nas na pokładzie Air New Zealand stewardesa zaoferowała szampana, przyniosła kocyk i poduszki, po czym podała kawę z eleganckiej porcelanowej filiżance z ciepłym rogalikiem. Aż ciężko się przyzwyczaić, że za dwoma ściankami dalej znajduje się klasa ekonomiczna, w której dotychczas lecieliśmy, gdzie podawana jest kawa w plastiku, kanapki w folii bez podstawka. Słuchawki do TV i radia były tak świetne, że kompletnie odcinały dochodzące dźwięki z otoczenia a fotele… Fotele zapewniały komfort jak by się spało we własnym łóżku. Pozycji było tyle, że sam jeszcze w tylu nie siedziałem. No i masaż. Fotele z masażem. Frajdę mieliśmy niesamowitą. W takim komforcie i lepszym świecie spędziliśmy dwie godziny lecąc do Auckland z Sydney.

Jakieś 30 min przed lądowaniem ukazała nam się ziemia obiecana, zielenią i pięknymi widokami usłana. Wyspa wyglądała jakby dopiero, co wyłoniła się z oceanu. Potężne klifowe wybrzeże zatrzymywało ogromne fale uderzające w brzeg. Zaraz za brzegiem na lądzie oszałamiająca zieleń. Wszędzie gdzie tylko by nie spojrzeć zielono od łąk, pastwisk, lasów, buszu. Im niżej schodziliśmy tym bardziej ekscytowały nas malutkie białe punkciki na zielonych wzgórzach. Jak się od razu domyśliliśmy to były owce. Setki, tysiące małych puszystych kuleczek pokrywających hektary terenu. Były praktycznie wszędzie.

Po około 15 min dolecieliśmy nad Auckland. Miasto prezentowało się niesamowicie. Niska zabudowa, na polski to Klify chyba domki typu „kanadyjskiego” pokrywały niesamowicie duży obszar. Od razu widać, że w Nowej Zelandii terenu pod zabudowę nie brakuje. Z samolotu prawie wcale nie widać budynków biurowych, wieżowców i innych tego typu molochów. W miejską zabudowę wdzierała się po rusz zatoka a na niej setki jachtów i łodzi motorowych. Miedzy osiedlami wyrastały większe i mniejsze wzgórza i stożki wygasłych wulkanów porośnięte zieloną soczystą zielenią trawy i drzew. Widok po prostu przepiękny. Z oglądania tego bajecznego krajobrazu wyrwał nas na moment głos pilota. Ponieważ przylecieliśmy kilka minut za wcześnie pilot za zgodą wieży kontroli lotów postanowił zrobić przybywającym do Nowej Zelandii małą wycieczkę krajoznawczą i zatoczył kilka asymetrycznych okręgów nad miastem, aby jeszcze bardziej nacieszyć wzrok przybyszów. Gest może drobny, może tak robią zawsze a tylko dorabiają do tego historię o wycieczce nad miastem, ale fakt jest faktem, że na turystów to działa i od razu nastawia pozytywnie do miejsca, w jakie się przyjeżdża. Później okazało Nowozelandczycy z natury są niesamowicie pomocni, mili i przyjaźni.

Około ósmej trzydzieści wylądowaliśmy na lotnisku w Auckland. Bardzo eleganckie lotnisko, czyste, wysłane wykładzinami, bez tłoku, całkiem duże. Przechodząc przez strefę sklepów i barów doszliśmy do kontroli Auckland paszportowo wizowej. Miła, młoda Pani wypytała nas dokładnie o cel podróży, miejsca, które chcemy odwiedzić, czy mamy ze sobą namioty i sprzęt trekingowy a jeśli tak to musi on być zadeklarowany i sprawdzony. Wszystko, dlatego, że Nowa Zelandia to dwie wyspy i wprowadzenie jakiegokolwiek insekta, bakterii, czy niewielkiego zwierzęcia, które mogło się ukryć gdzieś między sprzętem mogłoby zagrozić środowisku naturalnemu Nowej Zelandii. Po zadeklarowaniu wszystkiego, co mieliśmy, poszliśmy na testy bagażu w celu jw. Obsługa była bardzo miła i sprawna, chociaż nie spodziewałem się takich tłumów przybywających do tego kraju. Nadal miałem niesamowite wrażenie, że te dwie malutkie wyspy są naprawdę miniaturowe i wszyscy się tu nie pomieścimy. Byłem w wielkim błędzie. Nowa Zelandia jest całkiem spora i cały ten tłum niedługo rozpierzchnie się po zielonych połaciach i odnajdzie się dopiero podczas powrotu. Poza tym większość przyjezdnych a szczególnie wycieczki zorganizowane odwiedzają tylko kilka kultowych miejsc poczynając od Auckland, Bay of Island, Rotora, pędzą spojrzeć na Mt Doom, Wellington, lodowce, Milord Sond i z Queenstown lecą do domu. To jest oczywiście plan maksimum. Jakieś 70% z przybywających odwiedza najczęściej jedną wyspę a za jakiś czas drugą, co wcale nie oznacza, że eksplorują je dokładnie. Turystyka komercyjna Lotnisko w Auckland wygląda wszędzie tak samo, więc nie ma się, co rozwodzić nad tym tematem. Najważniejsze, więc aby jak najszybciej uciec z miejsc zaludnionych do tych uroczych i cichych, aby poczuć smak miejsca i jego uroki.

Po odprawie na lotnisku wyszliśmy przed terminal, na którym powitała nas całkiem ładna pogoda. Przywitała nas rzucająca się w oczy reklama piwa. Tak, zimne piwko i spać. Tego chciałem najbardziej. Na lewo od wejścia do terminalu zlokalizowaliśmy przystanek autokaru, który szybko i relatywnie tanio zabrał nas do centrum gdzie zlokalizowany był nasz hostel. Bilety kupiliśmy w automacie przy przystanku, nie było możliwości zakupu u kierowcy. Przez ten drobiazg autokar musiał za mną poczekać kilka minut, ponieważ nie miałem drobnych do automatu biletowego. Czerwony jak burak po chwili wpadłem z plecakiem i biletem przed okienko kierowcy oczekując wielkiej awantury niczym w komunikacji warszawskiej a tu niespodzianka. Kierowca z uśmiechem stwierdził, że aż tak mu się nie spieszy i nic się nie stało. Życzliwy Maorys spokojnie odpalił silnik i pomknęliśmy ulicami metropolii to miejsca spoczynku. Było około południa.





Słowa kluczowe dot. tej treści:
Relacja z Nowej Zelandii, przyjazd do nowej zelandii, Nowa Zelandia, nasza nowa zelandia, trasa wyprawy, bilety do Nowej Zelandii, przelot do Nowej Zelandii, wyprawa do Nowej Zelandii

Komentarze

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.