Jesteś tutaj: Strona główna | Nowa Zelandia Artykuły | Nowa Zelandia Turystyka | W Krainie Władcy Pierścieni
W Krainie Władcy Pierścieni
fot. * Marcin Żminkowski
Błyszczący heban pod stopami i szum Pacyfiku. Czarne plaże. A szum morza przeszywa jakąś grozą, tajemnicą. To doprowadza do hipnotycznego stanu. Można tak trwać patrząc w głębię. Fale pienią się i rozbijają o skały. A za plecami kilkudziesięciometrowe klify. W oddali wznosi się wulkan Taranaki, co w języku Maori oznacza Ojciec Ziemi. Jego ścięty czubek pokrywa biały śnieg.
"Tekst zwyciężył w VI etapie I Konkursu Redakcyjnego w kategorii "Wybór Jurorów" Gratuluję - Administrator NNZ"
Nowa Zelandia leży na południowym Pacyfiku, ok.1600 km od Australii. Tworzą ją dwie wyspy. Północna, ze stolicą Wellington, jest poprzetykana wulkanami i gejzerami, które plują gorącą wodą i błotem. Południowa to alpejskie szczyty, zielone wzgórza i rwące rzeki . Do 700 roku po Chr. kraj ten był niezamieszkały. Pierwsi osadnicy pojawili się tu prawdopodobnie 1000 lat temu. Było to plemię polinezyjskie Maori, które teraz stanowi ok. 15% społeczeństwa.
Dzień na farmie
Życie na farmach toczy się swoim biegiem. Z dala od miejskiego gwaru. Na farmie rodziny Beech’ów będzie dziś strzyżenie owiec. Nie można przegapić takiego widowiska. Czterech mężczyzn przy maszynach do golenia owiec. Dwóch ogromnych Maorysów stanęło w konkury z białymi. Kobiety przygotowane do zbierania wełny gaszą niedopałki papierosów. W kącie skrzynka piwa. Nagle maszyny zawarczały. Bart- pasterski pies skoczył na owce. Szczeka. Wzrokiem wskazuje kierunek. Te zrozumiały rozkaz. Ruszyły w wąskie przejście, skąd potężni strzygacze wyciągają je zapaśniczym uchwytem. Krew. Kawałek ucha. Beczenie. I następna. Kobiety ubijają wełnę w sześcienne drewniane skrzynie. Gołe owce ze wstydem uciekają na zewnątrz. Dziś trzeba ostrzyc 400 sztuk. I tak dwa razy w roku.
-Chcesz spróbować!? Pyta maoryska kobieta.
-Nie dzięki. Może innym razem!
-Tchórz. Wycedziła i zarechotała bezzębnie.
Po ciężkiej pracy rodzina Beech’ów spotyka się przy kolacji. Omawiają plan kolejnego dnia. Z farmy uciekł byk. Trzeba go z powrotem zagonić. Kolejne stado owiec do strzyżenia przyprowadzi Bernard. Do tego musi przygotować i osiodłać klacz. W przepędzeniu stada pomoże mu pies Bart. W kominku skacze ogień. Leniwie wyleguje się kot. Nazajutrz o piątej rano trzeba znowu wstać. W pobliskim miasteczku budzi się nowy dzień.
Pahiatua
Otoczona zielonymi wzgórzami. Białe, drewniane, parterowe domki. Spokój. Dym z kominów. Ludzie bez pośpiechu mijają się na ulicach. Rozmawiają. Śmieją się. Aura przypomina polską złotą jesień. Tak tu wygląda zima. Rozbawiona dzieciarnia wybiega na bosaka z pobliskiej podstawówki. Granatowe mundurki. Podczas przerwy grają w hokeja na trawie, rugby, albo w net-ball, grę przypominającą koszykówkę.
Miasteczko często spowite mgłą ma jakiś tajemniczy urok. Wokół na wzgórzach stoi las nowoczesnych wiatraków. Stąd widać Pahiatuę otuloną w biel. W Nowej Zelandii ceni się ekologiczne sposoby pozyskiwania energii. W parlamencie przyjęto nawet uchwałę, antynuklearną. Doprowadziło to do konfliktu dyplomatycznego ze Stanami Zjednoczonymi. Rząd Nowej Zelandii nie pozwolił przybić do wybrzeży swojego kraju atomowemu okrętowi wojennemu USA.
Sześćdziesiąt lat temu, również na pokładzie amerykańskiego okrętu wojennego, przybyło tu 733 dzieci z Polski. Podczas II Wojny Światowej, premier Nowej Zelandii zaprosił małych uchodźców z Sybiru do Pahiatuy gdzie na obrzeżach znajdował się obóz dla uchodźców. Dziś stoi tu biały monument i tablica informacyjna.
Księżycowy krajobraz
Wyspa Północna słynie z tego typu widoków. Wulkany, gorące źródła, i bulgoczące błota. Dlatego twórcy filmu „Władca Pierścieni” wybrali te okolice na Królestwo Cienia - Mordoru. Gorąca ziemia wydziela dym. Czuć zapach siarkowodoru. Kilkaset metrów dalej mały krater i znowu dym. Słychać pomruki i jednostajne huczenie. Jakby z kotła hutniczego. Pobliskie miasteczko Rotoura, leży w samym sercu krainy gorących źródeł. Tutaj gejzery mogą wybuchnąć w ogródku plując na dom gorącym błotem i wodą. Miasto spowija zapach siarki, a trzęsienia ziemi nie są niczym niezwykłym. Na jego obrzeżach znajduje się Whaka, maoryska wioska. Położona jest między plującymi gejzerami, bulgoczącymi błotami. Wąskie uliczki tego niezwykłego miejsca prowadzą w baśniowy świat. Maoryskie dzieci bawią się błotem, chlapią wodą z gorących źródeł. Dalej na przy placu stoi dom spotkań. Budowlę zdobią piękne rzeźby. Maorysi tańczą swój taniec. Wybałuszają groźnie oczy i wystawiają języki tupiąc przy tym nogami. Klepią się po udach, nogach, wywijają dzidami i inną tradycyjną bronią. Taniec ten można także zobaczyć przed meczem rugby w wykonaniu drużyny narodowej „All Black”. Niezwykle popularni i niemal czczeni w Nowej Zelandii, tańczą go zarówno zawodnicy maoryjscy, jak i potomkowie Europejczyków. Straszą przy tym zawodników drużyny przeciwnej innych krajów.
Szlakiem do krateru
Noc w tzw. backpackersie (coś w rodzaju schroniska), gdzie zazwyczaj nocują podróżnicy. Wygodne, małe pokoiki i wspólna kuchnia. Park Narodowy Tongariro. Żeby wyruszyć na szczyty trzech drzemiących wulkanów, trzeba wstać wcześnie rano. Dojazd do podejścia bitą drogą. Na parkingu stoi kilka samochodów. Początkowo lekkie i miłe podejście po godzinie zamienia się w uciążliwą wspinaczkę. Z góry spływają wody rwących potoków. Mount Ngauruhoe zwieńczony kraterem na wysokości 2287 m n.p.m. Ciągle daje o sobie znać. Mount Tongariro jest najniższy. Zimny wiatr przeszywa ubrania. Bardzo ostre podejście. Kilka kamieni przelatuje tuż obok. I w końcu szczyt (1967 m n.p.m.). Płaska tafla pyłu. W skalnym wyłomie trzech traperów smaży na bekonie jajka. Po środku krateru drogowskaz do kolejnego szczytu. Gęsta mgła przez którą widać w górze jasny krążek. To słońce.
Komentarze
Dodaj komentarzDodaj komentarz
Masz konto na NaszaNowaZelandia.pl? Zaloguj się zanim dodasz komentarz, nie będziesz przez to Aninimem.
Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się. Trwa to 10 sek.